Dzień 6

2009-03-30 00:00

Śniadanie przebiegło bez żadnych atrakcji, ot - kromka z masłem. Potem szybko zapakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy do szkoły. To właśnie tam czekała na nas wycieczka Toulouse - Carcassonne - Gruissan - Blagnac.

Poprzez pola i winnice dostaliśmy się do Carcassone. Jest to rekonstrukcja zbudowanego w X w. zamku, mieszcząca się w południowej Francji. Wrażenie jest naprawdę piorunujące, człowiek czuje się jakby odbył podróż Wells'owską machiną czasu. Fascynacja niestety maleje nieco przy wejściu do niegdysiejszego podgrodzia - po obu stronach wąskich uliczek znajdują się sklepy, restauracje, cukiernie, lodziarnie... ( Z moich obserwacji wynika, że miasteczko jest zamieszkałe - firanki w oknach, samochody pod domami, sygnalizacja świetlna na ścianach budynków - co również obniża atrakcyjność miejscowości).

Żeby jednak nie tylko marudzić, trzeba poopowiadać o zwiedzaniu. A jest, o czym mówić! Zamek jest, niemalże w pełni, otwarty dla turystów; za drobną opłatą wynajęliśmy indywidualnego przewodnika, którym okazało się... interaktywne radio w kształcie walkie-talkie. Jak to działa? Turysta po prostu wybiera język nagrania, zwiedza fortyfikacje szukając numerków, które po prostu wpisuje do urządzenia, po czym wysłuchuje nierzadko trwających kilkanaście minut informacji. GENIALNY patent. W samym Carcassonne można również znaleźć sklepik (drogi) z rzeczami traktującymi o średniowieczu - filmy, muzyka, książki, albumy, pamiątki, kartki pocztowe, koszulki, repliki broni...

Następnym celem naszej podróży było miasteczko Gruissan; położone nad Morzem Śródziemnym, przypominało jak żywo Niceę z kadrów filmu "Ronin". Pierwsze, co mnie zaskoczyło, to ilość łodzi widzianych z autobusu. Po godzinie drogi z Carcassonne moim oczom ukazała się OGROMNA ilość jachtów i motorówek. Po prostu nie wiedziałem, w którą stronę mam patrzeć! Tak szybko jak tylko to było możliwe przeprowadziliśmy desant autobusowy; dech zamarł nam w piersiach. Nie, nie tylko widoki... Tam było wręcz przeraźliwie zimno! Po gorącym zamku trafiliśmy na lodowatą plażę i był to lekki szok dla organizmu. Krajobraz...brak mi słów, by go opisać. Z jednej strony falujące i szumiące delikatnie morze (a na nim windsurferzy), zaraz zaś obok - zaśnieżone Pireneje. Widok doprawdy niesamowity.

© 2008 Wszystkie prawa zastrzeżone.

Załóż własną stronę internetową za darmoWebnode